Historia kolejnego psiego życia. Drobina (Suzi) czyli dobro wraca.

Jan Kuroń

Ponad 2 lata temu spotkaliśmy na drodze psa. Błąkała się pomiędzy mijającymi ją samochodami. Nie potrafiliśmy przejechać obok niej obojętnie, bo natężenie ruchu było ogromne, a ona ewidentnie kogoś szukała. Zatrzymaliśmy się i chudą, mokrą, wystraszoną oraz brudną zabraliśmy ze sobą. Wiedzieliśmy, że nie będziemy mogli jej adoptować, bo mieliśmy wtedy w domu już swoje psy po przejściach. Ogłosiliśmy informacje o adopcji na fb i po kilku dniach zgłosiła się do nas młoda kobieta, która była zainteresowana adopcją. Wielokrotnie z nią rozmawialiśmy – zapewniała nas o tym, że właśnie takiego psa szukała wraz z mężem i córeczką. Upewnialiśmy się wielokrotnie, czy to będzie dobry dom dla tej biednej suni. Ciężko nam było wyobrazić sobie lepsze miejsce – szczęśliwa rodzina, młodzi ludzie, dziecko które będzie się z aktywną sunią bawić. Ogrom miłości, na dobre i na złe.

Odwieźliśmy sunię do Chojnic. Spotkanie z nowymi opiekunami przebiegło w świetnej atmosferze, pełnej radości, ciepła i uśmiechów… Nawet przez sekundę nie czmychnęło nam przez myśl, że kilka miesięcy później oddadzą sunię do schroniska, aby w nim spędziła kolejne 2 lata. A tak niestety się stało…

Pod koniec listopada tego roku odeszła suka, którą adoptowali rodzice Kuroniowej. Suka starsza, schorowana, zabrana ze schroniska na Paluchu. Rodzice podjęli dzielnie decyzję, że chcą pomóc innemu psu ze schroniska. Szukaliśmy odpowiedniego psa przez kilka dni (nota bene, zastanowiła nas wtedy działalność fundacji, które mają psy do adopcji. Kontakt z nimi jest co najmniej utrudniony… ale to nic). Pewnego wieczoru rozmawialiśmy o Drobinie, suce zawiezionej do Chojnic. Chcieliśmy pod wpływem impulsu dowiedzieć się, jak jej się żyje. Zadzwoniliśmy więc do właścicieli. Jak się okazało, mężczyzna w słuchawce poinformował nas, że suka została zabrana przez jego żonę, gdy od niego odchodziła. Następnego dnia owa żona jednak mówiła nam zupełnie co innego przez telefon. Zaniepokojeni przejrzeliśmy strony schronisk w okolicy ich miejsca zamieszkania. Niestety. Znaleźliśmy sunię na zdjęciu w Schronisku (Przytulisku) w Chojnicach. Oddaną tam ok. 2 lata temu, kilka miesięcy po tym, jak ją odwieźliśmy do adopcji – do mającego ją kochać na dobre i na złe domu.

W przeciągu kilku minut podjęliśmy decyzję o tym, że jedziemy ją stamtąd zabrać. Rodzice chcieli pomóc, to zdawało się to być idealnym rozwiązaniem. 6 grudnia, w Mikołajki, pojechaliśmy z Kuroniową do Chojnic, aby za razem sprawić prezent Rodzicom i psu.

Na miejscu spotkaliśmy wolontariuszy i pracowników schroniska, którzy otaczali Suzi miłością, dbali o nią i przez te lata poznali ją „na wylot”. Opowiedzieli nam o tym, jak suka trafiła do nich, jak się zachowuje teraz oraz przyznali, że ma lekką nadwagę, ale jedzenie sprawia jej ogromną radość… a co w schronisku mogą jej więcej dać, poza kilkoma głaskami i smakołykami. Tym razem się nie pomyliliśmy – dobrzy ludzie w schronisku przygotowali małą Suzi do jej drogi ku lepszemu życiu. Została wykąpana, wyczesana, przygotowana do odbioru i zaopatrzona w czerwoną obróżkę.

Podziękowaliśmy bardzo i odjechaliśmy w drogę powrotną. Jednego dnia ok.900 km w dwie strony. Zmęczeni, ledwo patrzyliśmy na oczy. Przywieźliśmy małą suczkę do domu pod Warszawą, gdzie ma już na zawsze swoich kochających ludzi, dom z ogrodem i życie, na jakie zasługiwała od samego początku.

Warto pomagać, kochani, bo dobro wraca, a zmieniając choćby jedno pieskie życie na lepsze – de facto zmieniamy świat.

 

Cytując prof. Bartoszewskiego „Warto być przyzwoitym…”.

 

Może Ci się spodobać

1 komentarze

Avatar
Janka 6 stycznia 2016 - 18:23

Az,serce się cieszy,za taką dobroć dla zwierząt.Pozdrawiam całą rodzinę.

Reply

Skomentuj Janka Cancel Reply