Listopad to idealny czas na odwiedziny w górach. Chwila oddechu po złożeniu książki do druku, a przed wszelkimi działaniami promocyjnymi. Postanowiliśmy wraz z Kuroniową wybrać się na 3 dni relaksu. Wybór padł na Hotel Poziom 511 Design SPA. Dlaczego? Bo kiedyś miałem okazję tam prowadzić pokaz kulinarny – pojechałem bez żony i managera za razem – i koniecznie chciałem jej pokazać, jak tam jest pięknie.
Pokój, w którym mieliśmy okazję być zakwaterowani miał piękny widok na góry i przyrodę. To zawsze miłe, gdy człowiek budzi się i zerka rano za okno, a tam jest po prostu pięknie. Wszystko ze sobą współgra – wnętrze bez zbędnego przepychu, jasne i przestronne. Cisza w hotelu i na zewnątrz. Przyroda, pokazująca piękno tego regionu.
Odpocząć tam można nawet w 3 dni. Tak, to prawda. Basen, jacuzzi i SPA są świetnym do tego dodatkiem. (Przy czym basen i jacuzzi są wliczone w cenę pobytu, SPA liczone jest według cennika za zabiegi – jednak warto jest poświęcić także i tu „parę złotych” i dać sobie odczuć komfort i spokój w pełni).
Restauracja: to nas interesowało najbardziej.
Śniadania odbywają się w formie szwedzkiego bufetu. Jest z czego wybierać: na ciepło, na zimno, z mięsem jak i wegetariańskich. Dla każdego coś dobrego. Można śniadania zjeść obfite, wytrawne, na słodko albo zwyczajnie rozpocząć dzień od mocnej kawy i świeżutkiego croissanta. Serwowane są do godziny 10 w dni powszednie, w weekendy do 11 – i nawet 5 minut przed zakończeniem śniadania niczego tam nie brakło. Wielki plus.
Obiady: Karta jest różnorodna. Oznaczone są dania wegańskie (plus). Są specjalne „wkładki” z menu sezonowym. Nie da się ukryć, że poziom potraw jest wysoki, choć w przypadku kilku zmieniłbym dodatki – ale to już kwestia gustu. Mocną stroną szefa kuchni (szefowej kuchni) są mięsa. Są świetnie zrobione, doprawione i smaczne. Steak nie był zduszony dodatkami, ani ziołami. Gęsina była krucha, rozpływająca się w ustach. Dania wegetariańskie – zgodnie z trendem powszechnie panującym – doprawione są zdecydowanie słabiej. Nie mnie to oceniać, więc daję plusa za to, że są i za kreatywność w ich wymyślaniu. Zupy są smaczne, ale ja wielkim fanem zup nie jestem. Warto spróbować prażonki jurajskie, bo to danie typowe dla tego regionu. Nie polecam jednak go jeść późnym wieczorem, bo jest solidne i sycące. Nie da się ukryć jednak, że bardzo smaczne i bardzo podoba mi się odniesienie do tradycyjnych potraw w menu nawet tak eleganckiego miejsca.
Kolacje: również do zjedzenia a’la carte, czyli według menu obiadowo-kolacyjnego. Tu (w zależności od pory, a jeść można do 22) późnym wieczorem warto spróbować sałaty, które porcje mają całkiem przyzwoite i przygotowane są smacznie. Dodatki ze sobą fajnie „grają”, a sosy do nich uzupełniają smak. Niby sprawa oczywista, choć w wielu miejscach ciężka do przeskoczenia.
Napoje: Wybór jest wystarczający zarówno dla amatorów alkoholu, jak i tych, którzy pić nie chcą (lub nie mogą). Koktajle bezalkoholowe są bardzo fajnym rozwiązaniem – zwracam tylko uwagę, że mogą być bardzo słodkie. Dla amatorów słodkości będą więc w sam raz. Kuroniowa na diecie „kwaśnej” (ciążowej) prosiła o rozcieńczenie, bo było jej słodko… i tu od razu przechodzimy do obsługi.
Obsługa w hotelu jest miła. Taka, o jakiej każdy gość mógłby marzyć. Pomocna, ale nie stojąca nad głową. W recepcji można dowiedzieć się wszystkiego od razu – bowiem nawet, gdy stoi przy recepcji więcej osób, obsługi do pomocy nie brakuje. W restauracji wszyscy uśmiechnięci (pomimo zmęczenia i późnej pory) pomocni, chętni do przyjemnej obsługi klientów. Pomimo tego, że pierwszego wieczoru zdarzyło nam się trafić na bardzo głośną grupę kilkunastu osób, bawiących się ewidentnie świetnie, czemu dawali upust rykiem przy stołach, pani kelnerka uprzejmie zwróciła im uwagę, a na następny dzień poinstruowała nas o czasie, w którym najlepiej się zjawić, aby uniknąć towarzyszy „od dobrej zabawy”. Miłe to i bardzo pomocne.
Generalnie, jeszcze tam wrócimy. Zapewne za rok, bo jesień to nasz ulubiony czas do wyjazdów w góry. Wam też polecamy nawet na kilka dni oddechu. Ceny są wysokie, jednak warto raz na jakiś czas zrobić coś dla siebie.