Nasz Londyn (Kuroniowa nadaje)

Jan Kuroń
Niezbędnik Kuroniów - zakupiony dopiero drugiego dnia. Chyba równie ważny, jak książki w Akademii!

Niezbędnik Kuroniów – zakupiony dopiero drugiego dnia. Chyba równie ważny, jak książki w Akademii!

Wyjechaliśmy. Mamy spędzić tu 3 miesiące, razem, dzieląc podobną pasję (Jasiek gotowanie, ja cukiernictwo). Szkoła (Le Cordon Bleu w Londynie) zabiera nam dużo czasu, nie ma co ukrywać. Wstajemy o 5.40, wychodzimy z domu o 6.30 i jesteśmy w gmachu Akademii o 7.25. Pomimo tego, że zajęcia zaczynają się od 8 rano, wskazane jest, abyśmy pojawiali się około 30 minut wcześniej. Bloki zajęć trwają po 3h. Czyli jak mamy „dobry dzień” to siedzimy na zajęciach od 8 rano do 21.30 (z 30 minutowymi przerwami pomiędzy blokami). Dużo nauki. Po powrocie do domu jeszcze resztkami sił czytamy teorie, przeglądamy to, co zrobiliśmy danego dnia. Wymieniamy między sobą kilka zdań i wtulamy się w siebie nawzajem, aby odpłynąć do Morfeusza i odzyskać siły na następny dzień.

P1010137i

Jan Kuroń po zajęciach praktycznych w kitlu Le Cordon Bleu – krojenie i gotowanie.

Uczymy się tu dużo. W szkole jest wielu chef’ów, a każdy jest wybitny ogólnie oraz ma swoją działkę, która się zajmuje. To daje komfort, że jesteśmy tu w dobrych rękach. Niepozorny Chef, z którym miałam przyjemność zapoznać się pierwszego dnia, robił wrażenie bardzo surowego, acz wesołego. Jest wybitnym specjalistą cukiernictwa – człowiek orkiestra, który będąc niemałym facetem potrafi tworzyć słodkości jak artysta.

Nasza Szkoła, Akademia która nas przygarnęła na kursy, może zostaniemy w niej na dłużej…

 

z Jasiem

Gdy tylko mamy wolną chwilę, zwiedzamy. Staramy się kulinarnie, ale pierwsze godziny, które mogliśmy poświęcić na czas wolny to było poznawanie miasta. Jego specyfiki, metra, autobusów. Nawet prostego przechodzenia przez pasy, za które w Polsce można dostać solidny mandat (gdy przechodzi się nie w miejscu wyznaczonym lub na czerwonym świetle). Tu zasady obowiązujące w Polsce nie odnajdują podatnego gruntu – nawet Policjanci przebiegają przez ulicę tam, gdzie nie ma pasów i nawet oni przechodzą na czerwonym świetle. (My staliśmy grzecznie czekając… teraz już wiemy, że nie jest to tu powszechnie stosowana praktyka).

 

Poszliśmy już do kilku pubów, odwiedziliśmy fish and chips (The Rock and Sole Plaice), zwiedziliśmy kilka sklepów (poziom sprzedawanych produktów tu w sklepach woła o pomstę do nieba!!!). Powoli zaczynamy smakować Londyn – od strony Akademii, restauracji, gastronomii, sklepów i małych producentów, tłumów co rano w metrze i absolutnej pustki w niedzielę na ulicach. Powoli się tego uczymy. Mamy siebie, więc jest nam łatwiej.

Ze swoim Człowiekiem to można nawet na koniec świata pojechać i wszystko się ułoży.

 

My mamy też Kuchnię Kuronia, czyli ponad 11 tys. osób na fb, które wspierają nas każdego dnia. Dzięki wielkie!!

 

Nasze relacje możecie znaleźć na onet.pl w naszym własnym dziale: Na szlaku dobrego smaku!

Jesteśmy też na fb w naszej ulubionej Kuchni Kuronia

 

Jeżeli chcielibyście nam polecić fajne miejsca do odwiedzenia, co powinniśmy spróbować będąc w Londynie, gdzie kupować dobre warzywa lub po prostu – chcielibyście się odezwać: piszcie w komentarzach. Czytamy na bieżąco! 🙂

 

Wasza niezmiennie

Aneta Kuroń vel Kuroniowa

Może Ci się spodobać

2 komentarze

Avatar
marta Sztabińska 9 kwietnia 2014 - 18:28

Anetko.jeszcze wielu pięknych chwil tam Wam życzę 🙂 Fajnie że się odzywacie, to tak jakbyście byli tu z Nami..super:) ściskam Was ciepluśko

Reply
Avatar
Helena Misiak 8 maja 2014 - 16:27

Helena Misiak
Podziwiam panstwo I Wasze zamilowania, zycze wspanialego doswiadczenia I dziekuje za przeppisy sa wspaniale ,lubie eksperymentowac w kuchni Helena cieplutko pozdrawiam

Reply

Zostaw Komentarz