Był sierpień. Dokładniej jego końcówka. Siedzieliśmy z Jasiem spokojnie w domu, rozmawiając na temat planów na przyszłość. Nawet te najśmielsze nie zakładały, że nasze życie zmieni się aż tak. Kilka dni po naszej rozmowie trafiliśmy na ogłoszenie Fundacji, którą staramy się wspierać (Fundacja Anaconda z Gorzowa Wielkopolskiego – ta, która uratowała życie naszej Frydze i dzięki której Fryga trafiła do naszego domu). Skatowany szczeniak stracił wzrok – tak brzmiał nagłówek. Obydwoje z przerażeniem przeczytaliśmy opis dotychczasowego życia malucha. Okazało się, że gdy nie miał jeszcze nawet 3 miesięcy trafił na bardzo złych ludzi. W domu w którym przebywał niestety stała mu się krzywda – prawdopodobnie był mocno bity (urazy czaszki, krwiaki na oczach i utrata wzroku, połamane żebra i łapy) a także przypalany papierosem. Otwieraliśmy coraz szerzej oczy z niedowierzaniem i przerażeniem. Dlaczego ktoś zrobił coś takiego malutkiemu psu? I wtedy zobaczyliśmy zdjęcie Homera. Ślicznego, czarnego szczeniaka z klapniętymi uszkami. Decyzja zapadła dosłownie kilka minut później: „To nasz pies”. Planowaliśmy wziąć jeszcze jednego domownika ze schroniska – bo mamy dwie bardzo spokojne i starsze już sunie, a metraż mieszkania pomieści jeszcze jedno potrzebujące życie. Zamiarem naszym było wybrać takiego psa, który będzie miał bardzo marne szanse na adopcję. Takiego, któremu wyjątkowo będzie potrzebna nasza pomoc. Jak się okazało, trafiliśmy w punkt.
Odebraliśmy Homera z Gorzowa na początku września, gdy przyjechaliśmy uczestniczyć w pikniku organizowanym przez Fundację. Uśmiechnięta, młoda dziewczyna przyniosła go na rękach. Wyglądał na bardzo oszołomionego całą sytuacją. My za to wzruszyliśmy się ogromnie. Całą drogę przespał dzielnie na kolanach, aby następnie odważnie przywitać się z naszymi troskliwymi suniami.
Pierwsze tygodnie to była codzienna walka ze zdrowiem Homera. Badania wzroku, badania krwi, a także neurologiczne i urologiczne. Gdy siadał, trzęsły mu się łapki. Dodatkowo, niepokoił nas fakt, że piesek pił łapczywie i w bardzo dużych ilościach. Efektem tego był tzw. częstomocz, z którym ledwo sobie radziliśmy. Mały również czuł się zdezorientowany, bo ewidentnie załatwianie się na spacerach bardzo mu się spodobało… tylko nie potrafił wytrzymać czasami nawet 30 minut od poprzedniego wyjścia. Do tego obijał się o wszystko, co możliwe. O ściany, drzewa, słupki czy nasze nogi. Staraliśmy się zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby mu pomóc i aby już nigdy więcej nie zaznał niczego złego od człowieka. Cierpliwość popłaciła 🙂 Obecnie z dnia na dzień jest coraz lepiej.
Wielokrotnie słyszeliśmy, że takiego psa powinno się uśpić. Byli też tacy, którzy twierdzili, że „szkoda, że nie dostał mocniej, tak do utraty tchu”. Z przerażeniem tego słuchaliśmy i od każdej osoby, która nie dawała mu szans odstępowaliśmy o krok dalej. Rozumiemy, że są takie sytuacje, przypadki, gdy uśpienie psa jest najlepszym lub jedynym rozwiązaniem, jednak ciężko powiedzieć, żeby Homer należał właśnie do takiego grona. Nic go nie bolało, był i jest pełen radości, entuzjazmu i energii. Uczył się, i nadal uczy, żyć inaczej – odbierając świat innymi zmysłami. Jest absolutnie fantastyczny, mądry i chętny do pracy z człowiekiem. Wymaga z pewnością innych sposobów, innego podejścia… jednak duma z jego osiągnięć jest tym większa, im więcej pracy wkładamy w jego rozwój.
To prawda, że Homer nie jest psem łatwym w prowadzeniu – jednak to w dużej mierze wynika z innych chorób, które zawdzięcza swoim oprawcom . Wielokrotnie musieliśmy prać ubrania i pościel nawet kilka razy dziennie, bo mały nie wytrzymywał z siusianiem nawet będąc na rękach. Nie jest to jednak kwestia braku wzroku – czasami szczeniaki nie trzymają moczu nawet do pierwszego ukończonego roku życia. Inną sprawą jest to, że Homi boi się schodzenia po schodach, więc nosimy go z 3 piętra na rękach (teraz waży już ponad 12 kg… trzymamy kciuki, że w końcu się przełamie do schodów! 😉 ). Uczymy go chodzenia na spacerach na dźwięk – na nasz głos, na dzwoneczek przypięty do obroży Frygi albo na melodie, które nucimy na tyle głośno, aby je słyszał. Ostatnio, po wielu przeprowadzonych badaniach okazało się, że Homer prawdopodobnie w wyniku urazu (pobicia) ma uszkodzoną przysadkę i choruje na tzw. moczówkę. Wiąże się to z koniecznością codziennego przyjmowania leków, a także kontrolowaniem ilości picia oraz częstszym załatwianiem się. Musi być na specjalnej diecie, bo organizm mu się zatruwa, więc szykujemy mu jedzenie odpowiednie dla psów chorych na nerki (choć te ma w całkiem przyzwoitym stanie), czyli z ograniczoną ilością białka. Ale będąc szczerymi, opieka nad Homerem zajmuje nam może 10 minut więcej, niż nad pozostałymi, zdrowymi 2 psami.
Pomimo tego, że Homer choruje, fakt braku wzroku specjalnie go nie ogranicza. Biega na spacerach, bawi się z psami i skacze za nami z wielkim entuzjazmem. Wącha każdy możliwy krzak i znaczy teren na dworze, jak szalony! Jest psem bardzo przywiązanym do człowieka – nie tylko dlatego, że ufa naszym wskazówkom i „korzysta” z naszego wzroku, ale także z ogromnej wdzięczności. Gdy którekolwiek z nas wraca po dłuższej nieobecności (np. po całym dniu pracy) cieszy się całym sobą, merdając nie tylko ogonem, ale i całym zadkiem.
Usłyszeliśmy od znajomych stwierdzenie „podziwiamy Was. Ślepy pies to jest ogromne wyzwanie”. Pomyśleliśmy, że może faktycznie, może wzięliśmy na siebie zbyt wiele. Jednak, brak wzroku Homera powoduje, że jest on tym bardziej wyjątkowy, a po nauce, jak z nim żyć i jak go uczyć życia, możemy stwierdzić nawet, że jest z nim zdecydowanie łatwiej, niż z psem, który może mieć nie zdiagnozowane np. ADHD 😉
Kilka lat temu apelowaliśmy, aby nie kupować psów z pseudo hodowli – nasza Gapa jest ofiarą hodowania psów dla szczeniaków. Potem, aby spojrzeć przychylnym okiem na psy, które siedzą zamknięte w schroniskach, bo są absolutnie wyjątkowe – nasza Fryga jest psem doświadczonym schroniskowo. Dziś możemy z czystym sumieniem powiedzieć, że warto zwrócić również uwagę na psy nie w pełni sprawne, np. niewidome lub niesłyszące. One najczęściej mają o wiele mniejszą szansę na adopcję, a potrafią dawać ogrom miłości i ciepła. Często też nie są specjalnie kłopotliwe, bo tak, jak nasz Homer – potrafią widzieć sercem.
Aneta i Jasiek
Kuroniowie
1 komentarze
Dzięki takim ludziom wierzę, że nie tylko ja jestem wrażliwa 😉
Cieszę się, że są tacy wspaniali ludzie na świecie.
Dziękuję